Anatomia spadku Miedzi - cz. 1 (poziom sportowy)
LEGNICA. Piłkarze Miedzi Legnica spadli z ekstraklasy zaledwie po rocznym pobycie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Zdaniem wielu, nie wyciągnięto wniosków z pierwszej przygody legnickiego klubu w elicie. Najgorsze, że wynik i styl były znacznie gorsze niż za pierwszym razem.
Kiedy Miedź w maju 2019 roku żegnała się z ekstraklasą, to do ostatniej kolejki miała jeszcze szanse na utrzymanie. Zespół Dominika Nowaka mimo spadku był chwalony przez ekspertów za styl i grę, która często była efektowna. Sporo osób żałowało, że to akurat Miedź zlatuje do 1. ligi. Tym razem jednak było inaczej. Nie tylko eksperci i kibice innych drużyn bez żalu żegnali Miedź, ale i sami fani legnickiej drużyny wprost mówią, że zasłużyliśmy, bo byliśmy za słabi. 23 punkty zdobyte w 34 meczach, zaledwie 4 wygrane mecze mówią za siebie. Owszem, tak jak 4 lata temu, tak i teraz było sporo spotkań "na styku" i brakowało szczęścia, ale przede wszystkim brakowało jakości, charakteru, wspólnoty celu i stylu.
To był fatalny sezon w wykonaniu Miedzi. Niewiele było momentów w których kibice mogli czuć radość. Oczywiście, że byli zawodnicy, którym trudno odmówić walki i zaangażowania, ale było ich zdecydowanie za mało. Zawiodło wiele rzeczy, ale skupmy się na poziomie sportowym.
Wydawało się, że Miedź ma idealne warunki by przygotować się do występów w ekstraklasie. Można było wyciągnąć wnioski z błędów popełnionych przy pierwszym pobycie w najwyższej lidze, był czas na przygotowanie kadry i wielki impuls w postaci fantastycznego i bezspornego awansu z 1. ligi. Co więc poszło nie tak?
Oczywiście, pewnym było, że w ekstraklasie kadra musi być mocniejsza i potrzebne były transfery, ale jednak zaburzono balans. Zawodnicy, którzy przyszli często nie gwarantowali jakości by grać w ekstraklasie. Z kolei dla części piłkarzy, którzy awansowali weryfikacja była brutalna. Ekstraklasa była dla nich po prostu zbyt mocna, ale po kolei.
JAKOŚĆ PIŁKARSKA
Bramkarze: Paweł Lenarcik, Mateusz Abramowicz, Stefanos Kapino.
Lenarcik był pierwszym wyborem Wojciecha Łobodzińskiego. Bramkarz na pierwszą ligę był niezły, ale były bardzo duże wątpliwości czy ekstraklasa jest dla niego. Atutem jest dobra gra nogami, co w dzisiejszym futbolu jest dość ważny, jednak głównym zadaniem jest bronienie. W takiej drużynie, jak Miedź, która walczy o utrzymanie, dobry golkiper to podstawa. Musi być kimś, kto da coś "ekstra", wybroni piłki, które zazwyczaj wpadają do bramki. W przypadku Lenarcika na duży plus można uznać występ z Lechią Gdańsk. W pozostałych starciach było przeciętnie albo słabo. W związku z tym trener desygnował między słupkami ulubieńca kibiców Abramowicza. "Abram" na przedpolu radził sobie lepiej, ale miał większy problem przy strzałach z dystansu. "Abram" miał więcej dobrych występów w których ratował zespół przed utratą gola - w meczach z Radomiakiem, Górnikiem czy Lechem, ale kilka razy też bramka zapisana była na jego konto - jak choćby w starciach z Wartą Poznań czy ze Śląskiem Wrocław. Był jeszcze Kapino, który zastąpił nieoczekiwanie Abramowicza. Grek raz faktycznie uratował drużynę przed stratą punktów - w pojedynku z Wisłą Płock. Później, poza obronionym karnym z Zagłębiem Lubin był elektryczny, miał problemy z komunikacją z innymi zawodnikami i wydawał się zagubiony. Najlepiej wypadł Abramowicz, ale w ogólnym rozrachunku czegoś w bramce Miedzi brakowało.
Obrońcy: Jens Martin Gammelby, Carlos Julio Martinez, Jurich Carolina, Levent Gulen, Jon Aurtenetxe, Michael Kostka, Giannis Masouras, Nemanja Mijusković, Hubert Matynia, Andrzej Niewulis, Dimityr Velkovski.
Tylko cztery czyste konta w 34 meczach to nie tylko odpowiedzialność bramkarzy. Dużo bałaganu wprowadzili obrońcy Miedzi. Po stracie Gammelby'ego na prawej obronie trenerzy jesienią mieli do dyspozycji Carloa Julio Martineza, który w I lidze się nie wyróżniał, a co dopiero w ekstraklasie. To były dla niego zbyt wysokie progi a przez to legnicki klub cierpiał. Nie dojeżdżał w wielu fragmentach. Zresztą braków szybkościowych ustawieniem się w defensywie nie potrafił też odrobić Jon Aurtenetxe. Bask nie bez powodu wraz z Martinezem pożegnali się z klubem już zimą. Bardzo dobre wejście miał Grek Masouras, ale im dalej w las tym gorzej. Szybki na skrzydle tracił swój atut, bo też został rozpracowany przez rywali.
Na lewej stronie z kolei Matynia miał kilka dobrych czy niezłych spotkań, ale często też zawodził. Zastąpił go Vekovski. Bułgar prezentował się lepiej i możliwe, że znalazłby inny klub w ekstraklasie. Carolina miał niewiele dobrych występów, a częściej zawodził. W zasadzie nie było takiego meczu w którym raz nie zrobił babola. Na szczęście bardzo często kończyło się to bez konsekwencji, ale jednak na tym poziomie rozgrywek nie wypada się tak często mylić. Grał poniżej oczekiwań.
Solidny z indywidualnymi błędami był Mijusković. Prezentował poziom drużyny walczącej o utrzymanie. Z kolei Niewulis to gracz po którym spodziewano się więcej. Był solidny, ale oczekiwano od niego więcej. Gulen popełnił trochę błędów, ale nie można byłoby o nim napisać, że był słaby. Generalnie w Miedzi brakowało w obronie lidera z wysoką formą przez cały sezon.
Pomocnicy: Jeronimo Cacciabue, Chuca, Maxime Dominguez, Dawid Drachal, Mehdi Lehaire, Szymon Matuszek, Luciano Narsingh, Santiago Naveda, Maciej Śliwa, Kamil Zapolnik, Damian Tront, Kamil Drygas, Marcin Garuch.
O występach Jeornimo Cacciabue czy Santiago Navedy kibice szybko zapomną, bo w sumie niewiele wnieśli do zespołu, a na pewno spodziewano się znacznie więcej od graczy, którzy do Legnicy trafili aż z Argentyny i Meksyku. Nie wyróżnili się na tyle, by powiedzieć, że grają lepiej od Polaków. Na plus można zaliczyć, z grona pomocników, Maxime'a Domingueza (najlepszego piłkarza sezonu w Miedzi) i Chuki. Szwajcar i Hiszpan zdecydowanie pasują do ekstraklasy. Dominguez dawał nieszablonowość, jakość i ambicje a Chuca do dokładał ważne liczby w postaci goli i asyst. Nieźle ocenić należy też powrót Damiana Tronta, być może brakującego ogniwa jesienią.
Świeży oddech drużynie dał Drachal. Młody pomocnik grał ambitnie i walecznie, brakowało mu jeszcze doświadczenia i czasem lepszych decyzji, ale przyszłość może należeć do niego, tyle że już poza Legnicą. Matuszek był graczem na "wchodzenie" i zdaje się, że progi ekstraklasy to już jednak są dla niego za wysokie. Po niezłej jesieni bardzo słabo wiosną prezentowała się jedna z zapowiadanych gwiazd ligi - były reprezentant Holandii - Narsingh. Często jego dośrodkowania były wysokiej jakości, jednak fizycznie odstawał i to było widać w trakcie meczów. Nie zdołał się odbudować w Legnicy na tyle, by błyszczeć. Spodziewano się po nim znacznie więcej. Zresztą transfer Drygasa też miał być strzałem w "10", a dobrych spotkań doświadczonego gracza, niestety, było niewiele.
Zbyt wiele okazji do zaprezentowania swoich umiejętności nie dostali Śliwa i Lehaire. Może zbyt szybko odeszli z Miedzi? Belg ma wrócić z wypożyczenia, za to Śliwa grać będzie w ekstraklasie w barwach ŁKS-u. Na pewno nie wyróżniali się poziomem, ale czy odstawali od reszty? Wątpliwa sprawa. Na pewno za to Zapolnik ma już najlepszy okres za sobą i pożegnanie z Legnicą nie zdziwiło.
Napastnicy: Angelo Henriquez, Olaf Kobacki, Koldo Obieta, Emmanuel Agbor.
Henriquez był typowany na gwiazdę zespołu. Niestety, po niezłej jesieni wiosną totalnie się zablokował. W całym sezonie zdobył siedem goli, ale wiosną tylko jednego i to z karnego. Chilijczyk miał też problemy z panowaniem nad emocjami na boisku. Kobacki miał dobry początek sezonu. Potrafił tworzyć sytuacje strzeleckie, ale miał znaczny problem ze skutecznością. Mógł dać Miedzi kilka goli i punktów. Niestety w najważniejszych momentach akcji zawodził.
Obieta z kolei rozegrał najlepszy mecz przeciw Pogoni, kiedy zdobył dwie bramki. Generalnie jednak zawodził i jak na stereotypowy pogląd gracza z Hiszpanii, miał duże problemy techniczne. Ekstraklasa to zupełnie nie jego liga, delikatnie pisząc. Na obronę napastników można powiedzieć, że często z przodu byli osamotnieni i brakowało im dograń, ale sami niestety też nie potrafili odmieniać losów meczów swoimi umiejętnościami.
Trenerzy: Wojciech Łobodziński, Grzegorz Mokry.
Niestety, ale poza błyskami w kilku momentach sezonu obaj szkoleniowcy nie byli w stanie odmienić drużyny. Szkoleniowcy, którzy są jeszcze na dorobku popełnili sporo błędów i często byli zbyt uparci w swoich schematach, tu głównie "Łobo" miał problem z elastycznością. Oczywiście możliwości doboru zawodników mieli ograniczone, szczególnie Mokry, który przejmując zespół będący na ostatnim miejscu, nie mógł poszaleć na rynku transferowym, bo nie każdy piłkarz chciał iść do ekipy, która zimą była typowana jako pewny spadkowicz.
Łobodziński dał radę w I lidze, ale w ekstraklasie już nie, natomiast Mokry też nie był w stanie dokonać przemiany w zespole.
TOP 3 MIEDZI SEZONU 2022/2023: Maxime Dominguez, Chuca, Nemanja Mijusković.
MENTALNOŚĆ
Odczucia kibiców są jednoznaczne, że dla części zawodników spadek został potraktowany bez większych emocji. W końcu dziś Polska, jutro Rumunia czy Tajlandia. Obieżyświat swoje zrobił, grał na tyle na ile w danym momencie potrafił, a że kiedyś robił to znacznie lepiej, to dziś zbiera tego owoce. W końcu nie od dziś wiadomo, że bogate CV rozpala wyobraźnię. Większe szanse na zatrudnienie w nowym miejscu pracy masz, gdy w CV wpiszesz globalną markę np. IBM, Google niż PHU Jan Kowalski i tak samo jest w piłce nożnej, FC Barcelona czy Szachtar Donieck mają większą renomę niż Chojniczanka czy GKS Tychy. Nabrali się na to nie tylko kibice, ale i eksperci.
Sporo kibiców zarzuca klubowi, że w Miedzi gra zbyt wielu obcokrajowców. Po części to prawda, ale jednak nie do końca. Należy podkreślić, że nie jest problemem narodowość czy zbyt mała liczba Polaków, ale jakość tych zawodników. Wystarczy spojrzeć na przykład Rakowa Częstochowa. W końcu w tym zespole zdecydowanie większość siły napędowej stanowili obcokrajowcy. W Miedzi zresztą jest kilku piłkarzy spoza naszego kraju o których trudno można byłoby powiedzieć, że się nie poświęcają. Najlepszy przykład - Maxime Dominguez. Do Szwajcara w zasadzie nikt nigdy nie miał pretensji o to, że się nie starał. Pomocnik należał do najbardziej walecznych zawodników, imponował profesjonalizmem i miał jakość. O brak tych cech trudno też posądzać solidnego Nemanję Mijuskovica. A przecież w nie tak odległej przeszłości do ulubieńców kibiców należeli Tomislav Bożić i Marquitos.
Jaki wniosek? Nie ważna narodowość, a jakość piłkarska i mentalność. Wydaje się, że w przyszłości sztab szkoleniowy wraz z dyrektorem sportowym powinni większą wagę zwracać na ten drugi aspekt. Często dzięki cechom wolicjonalnym można nadrobić pewne braki umiejętności a w przypadku klubów takich jak Miedź, gdzie priorytetem jest utrzymanie, to w drużynie musi być więcej zawodników, których określa się terminem "walczak". Miedzi nie stać bowiem na jakościowych piłkarzy, więc ta na rynku transferowym musi się bardziej postarać by znaleźć brakujące ogniwa.
Dlatego jeśli już Miedź ściąga gracza innej narodowości, to powinien on prezentować co najmniej solidną jakość sportową, a jak do tego dojdzie jeszcze mocny charakter i ambicja, to wtedy nie będzie wątpliwości co do słusznego wyboru. Jeśli jednak tej jakości nie ma, to faktycznie lepiej postawić na polskiego gracza z dobrym "mentalem". Najlepszym przykładem dobrej pracy i nastawienia jest Dawid Drachal. Waleczny, ambitny pomocnik nie bał się pokazać swoich cech i powiedzieć o swoich marzeniach. Niestety część kibiców próbowała storpedować jego podejście. Na szczęście nie poddał się hejtowi a postawą na boisku pokazał, że to ambicja to nie tylko wypowiedziane przez niego słowa, ale i czyny.