Bolków, Chocianów, Chojnów, Gaworzyce, Głogów, Grębocice, Jawor, Krotoszyce, Kunice, Legnica, Legnickie Pole, Lubin, Męcinka, Miłkowice, Mściwojów, Paszowice, Pielgrzymka, Polkowice, Prochowice, Przemków, Radwanice, Rudna, Ruja, Ścinawa, Wądroże Wielkie, Zagrodno, Złotoryja

Nowe życie Lecieja...

LEGNICA. Piotr Leciejewski zniknął ze sportowych radarów, wraz z rozwiązaniem umowy z KGHM Zagłębiem Lubin. Biorąc pod uwagę, jego dokonania w Norwegii, okres lubiński to porażka doświadczonego bramkarza. Po dość długim rozbracie z piłką popularny Leciej zacumował w 4. ligowym MKP Wołów. Jego nowa drużyna w trwającym sezonie czwartoligowych rozgrywek, radzi sobie nadspodziewanie dobrze. Piłka nożna to aktualnie jedynie dodatek do kariery Leciejewskiego, który intensywnie rozwija się poza boiskiem. Uparcie jednak twierdzi, że rozdziału piłkarskiego definitywnie nie zamyka...

Nowe życie Lecieja...
Fot. Nina Leciejewska

Tylko rezydencjalne

Kiedy rozmawia się z byłym bohaterem kibiców Brann Bergen uderza fakt, że chętniej porusza wątki pozasportowe. O nieruchomościach, ich lokalizacjach, wyzwaniach czekających nabywcę na rynku wtórnym, może rozprawiać długo i szczegółowo. Zagadywany o piłkarskie dokonania w Norwegii, opowiada z uśmiechem, ale zdawkowo. Powrót do Ekstraklasy, to wspomnienie bardziej niż gorzkie. - Miałem w Lubinie dużo do udowodnienia, wracałem w rodzinne strony z ogromnymi nadziejami. Wierzyłem, że mogę Miedziowym sporo zaoferować. Duży dyskomfort, co mogę powiedzieć?! - mówi były bramkarz min: Górnika Łęczna, GKS-u Katowice, Sogndal i Brann Bergen.

W 2018 roku, dwa występy ligowe stadionie Zagłębia ( początek i koniec roku), ale nie zagrał nawet dwóch pełnych meczów w Ekstraklasie, Miedziowi z nim w składzie nie zdobyli choćby punktu.

- Po zakończeniu rozdziału lubińskiego były oferty z Polski i zdecydowanie bardziej lukratywne ze Skandynawii, ale wtedy uznałem, że muszę odpocząć, przewartościować. Chciałem poświecić czas rodzinie, pozałatwiać biznesowe tematy w Norwegii i dopilnować spraw, związanych w inwestycjami w Polsce. Czasami myślę, że może trzeba było szybciej, po Zagłębiu, zacząć grać, pokazać, że stać mnie na bronienie na wysokim poziomie, bo z czasem pamiętano o mnie tylko w Norwegii i to mniej niż kiedyś- dodaje Piotr LECIEJEWSKI, były młodzieżowy reprezentant Polski.

Naszą rozmowę przerywa telefon. Mój rozmówca, odbywa krótką pogawędkę na temat remontu jednej z nieruchomości. - Zatrudniam świetnych fachowców, współpracuję z biurami nieruchomości i rzeczoznawcami, ale zawsze najpierw sam określam stan nieruchomości i jej potencjał. Uczyłem się tego przez lata, jestem branżystą.

Poważnie, inwestycjami w nieruchomości rezydencjalne, zajął się grając jeszcze w Norwegii.

- To znany fakt, że inwestował, ale nie był specjalnie eksplorowany przez media. Wiadomo, że bywał w Bergen „biznesowo” już kilka razy po zakończeniu gry tutaj.- mówi Mads Boyum, dziennikarz Bergens Tidende.

Powrót do Legnicy był oczywistym ruchem. Leciejewski wracał do domu, choć paradoksem jest, że próżno szukać legnickich klubów w jego piłkarskim CV. - Legnica to moje miasto, decyzja o powrocie była dość oczywista. Dostrzegam wiele zalet i możliwości, które daje to miejsce, ale nie jestem bezkrytyczny. Zawsze z radością tu wracałem i z przekonaniem inwestowałem i inwestuję. Faktycznie, nie pograłem za to w piłkę dla legnickich klubów i na razie się na to nie zanosi, ale kto wie, co przyniesie przyszłość - mówi z uśmiechem.

Nie powiedziałem ostatniego słowa

Średniak ligi norweskiej, proponuje krótkoterminowy kontrakt, od zaraz. Pierwszy bramkarz jest kontuzjowany, liczą, że doświadczony goalkeeper z Polski za chwilę pojawi się w klubie. Leciejewski pokazuje korespondencje z dyrektorem sportowym. - Może trzeba było się zdecydować, ale zbyt dużo „tematów” miałem otwartych na miejscu. - mówi były zawodnik KGHM Zagłębia.
Z jednej strony, po „lubińskim fiasku” chciał odpocząć z drugiej, budziła się sportowa ambicja i chęć udowodnienia światu, że na coś go jeszcze stać.
- Nie ukrywam, że była pokusa przypomnienia o sobie. Skoro wróciłem do regularnych, intensywnych, treningów, to logiczne, iż chciałem także wrócić do gry. Byłem zaskoczony, jak dobrze zorganizowany jest klub w Wołowie, widać rękę prezesa Roberta Sadowskiego. Mamy stworzone super warunki do pracy. Trener Bolkowski to fachowiec i z przyjemnością trenuję, choć łatwo nie jest. Wracam do formy i przy okazji doskonalę warsztat. - mówi bramkarz MKP Wołów, który zdaje aktualnie egzaminy, pozwalające mu zdobyć licencją trenerską UEFA B.

Powrót, rozbudził w nim ponownie chęć do gry, słychać, że odzyskał energię. - Chciałbym coś w piłce jeszcze udowodnić, to oczywiste, dlatego trenuję, ale także się uczę. Nie cieszę się, że rozbrat z piłką trwał tak długo, ale nie do końca żałuję. Mocno poświęciłem się życiu po piłce, ale też dużo energii i środków inwestuję w rozwój warsztatu trenerskiego i nie ukrywam, że teraz chciałbym się realizować także w tej roli. Myślę, że rola grającego trenera byłaby bardzo ciekawym doświadczeniem i jestem na nią gotowy.

Przedsiębiorca, trener, doradca

Pamiętam, że po transferze do Lubina i szybko przegranej rywalizacji z Dominikiem Hładunem z Norwegii płynęły głosy niedowierzania, że taki bramkarz, mający markę, tak ceniony, może przepaść w drużynie, której nie zaliczano do tuzów Ekstraklasy. Cierpliwie tłumaczyłem, iż to nie drastyczny spadek formy bohatera bergeńskich trybun, a eksplozja talentu wychowanka Zagłębia Dominika Hładuna, jest powodem takiej sytuacji. Rozumiałem, że mogą mieć wątpliwości, bo polski bramkarz wyrobił sobie świetną markę w Norwegii, ale w Lubinie była inna hierarchia.
- Leciejewski szybko stał się ulubieńcem kibiców w Bergen, miał mentalność zwycięzcy. Fani Brann skandowali na jego cześć: Verdnens beste keeper (Najlepszy bramkarz na świecie, MK), powstał nawet specjalny baner na jego cześć, wywieszany na meczach, który dostał w prezencie, odchodząc z klubu. Ekspresyjny na boisku, nie zawsze, po meczach, dawało się go namówić na rozmowę. Stając przed dziennikarzami, zawsze udzielał szczerych wypowiedzi, kiedy trzeba było, potrafił brutalnie podsumować grę drużyny. Jako dziennikarze zawsze mogliśmy liczyć, że ciekawie podsumuje boiskowe wydarzenia. - opowiada Mads Boyum.

W Lubinie zawodnik Leciejewski nie był zbyt rozmowny. Nim się zaczęła runda, on już był rezerwowym i perspektywy gry w związku z formą Domnika Hładuna nie były obiecujące. Wtedy do rozmów nie stawał, bo jak wspomina: - nie miał nic do powiedzenia...

Dzisiaj rozmowa z Leciejewskim to bardziej dialog z rzutkim przedsiębiorcą i znawcą piłki nożnej z analitycznym podejściem. Nie ma wątpliwości, że chce być trenerem, dużo w tym kierunku robi, ale słychać, że jeszcze chętnie by pograł, coś udowodnił. Co ciekawe, nie tylko szlifuje warsztat trenerski, ale też wyławia piłkarskie talenty! Jest doradcą piłkarki z Legnicy Kingi Koronkiewicz, która przed obecnym sezonem przeniosła się do Medyka Konin i ma już za sobą debiut w kobiecej Ekstralidze. Przeskok o tyle imponujący, że jeszcze w sierpniu trenowała z męskimi młodzieżowymi drużynami „Chojnowianki”, którym Leciejewski społecznie organizował zajęcia. - Kinga ma „papiery na granie”, ale cały czas musi ciężko pracować. Mogłem tylko przekonywać, że skoro chce grać w piłkę, to najszybciej musi znaleźć się w odpowiedniej drużynie, gdzie będzie w regularnym treningu. Medyk Konik był optymalnym wyborem. Sytuacja była o tyle ciężka, iż Kinga zdaje w tym roku maturę i były obawy, czy uda się wszystko poukładać. Niepotrzebnie, jest wybijającą się uczennicą i piłkarką, która w ostatnim czasie zrobiła znaczący progres. Znam i cenię rodziców Kingi, przekonywałem, żeby pozwolili córce realizować pasję i naprawdę cieszę się, iż wszystko idzie w odpowiednim kierunku.

Piotr Leciejewski sprawia wrażenie człowieka, któremu służy „zdywersyfikowany” model aktywności. Fakt, że sam jest sobie szefem pozwala mu zaplanować czas na treningi drużynowe i indywidualne. Z radością przyjął możliwość powrotu do treningów w Wołowie i ligowych zmagań. Kipi wręcz energią i pokazuje, że football cały czas go cieszy.

- Chcę dawać pozytywny przykład, jako bramkarz, ale także trener, którym mam nadzieję za chwilę być. Wymagam dużo od siebie, ale także potrafię zmobilizować innych. mówi bramkarz MKP. Z radą dla kolegów i być może przyszłych podopiecznych bramkarza z Legnicy, spieszy Mads Boyum z Bergens Tidende. - Radzę uważać z podcinkami. W Bergen stworzył zasadę „żadnej Panenki”. Nienawidził jak ktoś próbował podciąć nad nim piłkę i naprawdę wpadł w szał, kiedy ktoś tak robił.

Sam Leciejewski się śmieje. - Mówię zawodnikom z którymi gram - jak jesteś taki kozak, zrób tak w czasie meczu, a nie popisuj się na treningu. Kiedy złapię taką podcinkę, ekspediuję piłkę jak najdalej, najchętniej za ogrodzenie treningowego boiska. To minimalizuje ryzyko ponownego zagrania w tym stylu.
Opowiadając o treningach pod okiem trenera Bolkowskiego, wyraźnie się ożywia, można odnieść wrażenie, że rozbrat z piłką, zaostrzył jego apetyt na granie, choć jeszcze rok temu o powrocie do gry w ogóle nie myślał. Sam podkreśla jeszcze jeden, niezwykle istotny, „szkoleniowy” aspekt zajęć w Wołowie.

- Przez lata mój trening był wyspecjalizowany, poświęcony zajęciom bramkarskim, tylko pewna cześć treningu była przeprowadzana z zawodnikami z pola. Tutaj mogę więcej podpatrywać i korzystać, obserwując jak z całą drużyną pracuje trener Bolkowski. To dla mnie także cenna lekcja, jako przyszłego trenera. Jak widać, na wszystko jest odpowiedni czas. Fajnie jest wrócić do tego za czym się zatęskniło i przy okazji patrzeć na to z innej strony.

Powiązane wpisy