Ile Miedź traci na pandemii koronawirusa? Dużo...
LEGNICA. Koronawirus sparaliżował wszystkie dziedziny życia, a sport ucierpiał równie mocno, co branża gastronomiczna, hotelarska czy transportowa. Rozgrywki w większości krajów Europy zostały wstrzymane, a nie wiadomo kiedy i czy w ogóle w tym sezonie jeszcze ruszą. Ta kryzysowa sytuacja odbije się czkawką wszystkim. Pytanie tylko, jak wiele stracą takie kluby, jak Miedź Legnica? Wczoraj otrzymaliśmy komunikat o przedłużeniu zawieszenia wszystkich rozgrywek piłkarskich w Polsce. Piłkarze nie wybiegną na boisko przynajmniej do 26 kwietnia. Pomocą w ukończeniu tegorocznych rozgrywek miało być przesunięcie Mistrzostw Europy na 2021 rok, lecz w stale zmieniającej się rzeczywistości ciężko przewidzieć dalsze decyzje. Dla klubów oznacza to niepewność i generowanie nawet milionowych strat przez brak możliwości uzyskania przychodów z dnia meczowego czy kontraktów telewizyjnych.
- Klub to przedsiębiorstwo, które nawet jeśli nie sprzedaje swojego produktu, czyli nie organizuje meczów, to wciąż generuje koszty na liniowym poziomie, jak kontrakty zawodników, utrzymanie pracowników i trenerów, długoterminowy wynajem obiektów czy opłaty stałe za usługi. Straty finansowe z powodu koronawirusa wynikają z wielu zmiennych, a w obecnej, dynamicznej sytuacji trudno o dokładne wyliczenia – powiedział rzecznik prasowy Miedzi Legnica, Tomasz Brusiło. - Kiedy nie gramy meczów, to nie sprzedajemy biletów, gadżetów, nie możemy w pełni realizować umów reklamowych, zagrożone są również nasze wpływy z tytułu praw telewizyjnych. Zawieszona jest też cała nasza działalność edukacyjno-wychowawcza w Akademii Piłkarskiej Miedzi, Szkole Mistrzostwa Sportowego Miedzi i klubowej bursie.
Mimo wielu czynników wypływających na dochód, można pokusić się o oszacowanie ewentualnych strat. W sezonie w którym Miedź Legnica awansowała do Ekstraklasy, średni przychód klubów 1 Ligi z dnia meczowego wynosił lekko ponad 12 tys. złotych. Przez dwa lata kwoty jednak wzrosły, frekwencja i ceny na stadionie im. Orła Białego zwiększyły się, a warto pamiętać, że dzień meczowy stanowi na tym szczeblu rozgrywkowym średnio zaledwie 7% rocznych zysków. Kolejne 11% to prawa do transmisji, których wartość konsekwentnie idzie w górę. W sezonie 2017/2018 było to średnio prawie 19 tys. złotych na mecz. Reszta przychodów to umowy sponsorskie, z których bez meczów ciężko się wywiązywać oraz wpływy z budżetu miasta lub od inwestorów, które nie powinny jednak tak szybko zniknąć. Przed Miedzią w najbliższym okresie było jednak kilka arcyważnych meczów, które ściągnęłyby na stadion ogrom widzów – dwa z kandydatami do awansu, Stalą Mielec i Podbeskidziem Bielsko-Biała, a także wyczekiwane spotkanie z Legią Warszawa w ramach Pucharu Polsk. Bez wątpienia to ostatnie starcie wypełniłoby arenę po brzegi. Zamiast okrzyków kibiców jest jednak głucha, przygnębiająca cisza.
- Licząc tylko brak możliwości organizacji w marcu w Legnicy topowych meczów Fortuna 1 Ligi ze Stalą Mielec i Podbeskidziem oraz hitowego starcia z Legią Warszawa w Totolotek Pucharze Polski, nasze straty sięgają kilkuset tysięcy złotych – dodał Brusiło.
Do 26 kwietnia Miedzi przepadnie co najmniej osiem meczów z Pucharem Polski włącznie, co może mieć bardzo duży wpływ na finanse klubu. Z czegoś trzeba przecież płacić piłkarzom, utrzymywać sztab i opłacać stadion. Nie ma jednak co panikować – Miedź ma duże rezerwy finansowe i choć zbliżający się kryzys niczym szalejąca nawałnica nie oszczędzi nikogo, to o kondycję Miedzi można być raczej spokojnym. Koronawirus na pewno jednak zbierze żniwo w świecie sportu i nie ma co sobie mydlić oczu...
Lepiej mydlić ręce i siedzieć w domu, by sytuacja jak najszybciej wróciła do normy, a kibice i piłkarze mogli wrócić na stadiony.