Miedź przegrywa - wstydu nie ma
POZNAŃ. W meczu dziesiątej kolejki Lotto Ekstraklasy Lech Poznań pokonał Miedź Legnica 2:1 (1:0) kończąc mało chlubna serię pięciu spotkań pod rząd bez zwyciestwa. Miedż przegrała, ale wstydu nie było ani padnięcia na kolana przed utytułowanym ekstraklasowcem nie było. Gdyby nie błędy indywidualne w obronie- zwłaszcza Mateusza Żyry i szybsze przełamanie się w ofensywie legniczanie mogliby sprawić kolejną niespodziankę w ekstraklasie. Porażka nie martwi, ale martwi kontuzja Hiszpana Marquitosa, który na noszach opuścił nie tylko boisko, ale i stadion. Na plus bardzo udany mecz w wykonaniu kolejnego Hiszpana rodem z Barcelony- Camary. To po jego dograniu Mateusz Szczepaniak strzelił swojego pierwszego gola w sezonie...
W pierwszych minutach spotkania inicjatywę przejęli zawodnicy trenera Ivana Djurdjevicia. Ta przewaga przyniosła prowadzenie dla niebiesko-białych. Skrzydłem pomknął Maciej Makuszewski, zagrał piłkę przed pole karne do Joao Amarala, który świetnie wypatrzył w polu karnym Christiana Gytkjaera. Duńczyk zwiódł Mateusza Żyro i pewnym strzałem po ziemi pokonał Łukasza Sapelę. Po bramce gra się wyrównała i toczyła się głównie w środku pola. Po dwudziestu minutach gry Amaral oddał ładny strzał, jednak piłka uderzyła w słupek bramki. W tym momencie na boisku nie było już Marquitosa, który wcześniej w ostrym starciu z jednym z zawodników Lecha mocno ucierpiał, ale wydawało się, że będzie mógł kontynuować grę. Ale Hiszpan trzy minuty walczył z bólem i poprosił o zmianę. A potem wylądował na noszach...
Tuż przed przerwą na bramkę Lecha groźnie uderzał Petteri Forsell, jednak problemów z tym strzałem nie miał Matus Putnocky. Chwilę później niecelnie główkował Dimitris Goutas. Po tej akcji sędzia zakończył pierwszą połowę spotkania. Jako ciekawostkę odnotujmy iż w pierwszej połowie nie oglądaliśy ani jednego rzutu rożnego...
Drugie czterdzieści pięć minut ponownie rozpoczęło się od przewagi lechitów i tak samo jak na początku meczu przyniosło to bramkę dla Kolejorza. W polu karnym o piłkę powalczył Gytkjaer, przytomnie wyłożył ją przed bramkę do Amarala, który nie miał żadnych problemów z podwyższeniem prowadzenia. W kolejnych minutach nadal stroną przeważającą byli gospodarze.
Po dwudziestu minutach gry bardzo ładne prostopadłe podanie w pole karne zagrał Pedro Tiba, ale strzał Gytkjaera został zablokowany przez obrońcę. Po chwili ten sam duet przeprowadził szybki kontratak, jednak po dobrej interwencji defensorów nie zakończył się on nawet strzałem. W kolejnej akcji Miedź Legnica strzeliła kontaktowego gola. W pole karne zagrał Juan Camara, a pewnym strzałem Putnockiego pokonał Mateusz Szczepaniak.
Na dziesięć minut przed końcem legniczanie mogli doprowadzić do wyrównania, ale Mateusz Piątkowski trafił w boczną siatkę po zamknięciu wślizgiem składnej akcji gości. Kolejorz odpowiedział kontratakiem Kamila Jóźwiaka i niecelnym strzałem Gytkjaera. Chwilę później ponownie groźnie zaatakowała Miedź, ale biegnącego sam na sam z bramkarzem Camarę bardzo dobrze powstrzymał Wasielewski. Tuż przed doliczonym czasem gry bardzo ładny strzał po kontrataku oddał Joao Amaral.
Odnotujmy obecność kilkuset osobowej grupy kibiców Miedzi na stadionie Kolejorza, którzy byli doskonale słyszalni mimo obecności 20 tysięcy fanów Lecha . Faktem jednak jest iż po fatalnej serii Kolejorza, jego sympatycy w niedzielne popołudnie prowadzili tzw. milczacy doping...
Lech Poznań – Miedź Legnica 2:1 (1:0)
Bramki: Christian Gytkjaer 11 min, Joao Amaral 51 min – Mateusz Szczepaniak 73 min
Lech Poznań: Matus Putnocky – Marcin Wasielewski, Rafał Janicki, Dimitris Goutas, Volodymyr Kostevych – Maciej Makuszewski (89’ Piotr Tomasik), Tomasz Cywka (22’ Mihai Radut), Pedro Tiba, Kamil Jóźwiak (83’ Maciej Gajos) – Joao Amaral, Christian Gytkjaer
Miedź Legnica: Łukasz Sapela – Paweł Zieliński, Mateusz Żyro, Tomislav Bożić, Artur Pikk – Borja Fernandez, Adrian Purzycki, Marcos Garcia Barreno (19’ Juan Camara) – Wojciech Łobodziński, Henrik Ojamaa (69’ Mateusz Szczepaniak), Jani Petteri Forsell (75’ Mateusz Piątkowski)