„Jeszcze tu wrócimy”. Włoski rekonesans kamperem po Złotoryi udany!
ZŁOTORYJA. Zachwyceni atrakcjami miasta, zauroczeni jego klimatem i mocno zaskoczeni serdecznym przyjęciem przez mieszkańców wyjechali ze Złotoryi włoscy kamperowcy i dziennikarze, którzy piszą dla swoich krajan artykuł o walorach turystycznych Dolnego Śląska. – Zupełnie czego innego się spodziewaliśmy, przeglądając internet – wyznali szczerze i z lekką konsternacją. Tak im się spodobało, że zamierzają się jeszcze u nas zatrzymać – w drodze powrotnej do domu.
Tygodniową wycieczkę redaktorom magazynu PleinAir zorganizowała Dolnośląska Organizacja Turystyczna. Przedstawiła im listę 14 miejsc godnych zobaczenia, w tym Złotoryję. – Gdy wrzuciliśmy nazwę „Złotoryja” do sieci, pokazało się niewiele przyciągających uwagę informacji. Pomyśleliśmy, że zatrzymamy się tu na chwilę, przespacerujemy i pojedziemy dalej, do Bolesławca. Nawet przyjechaliśmy pół godziny później niż początkowo planowaliśmy, sądząc, że niewiele jest u was do zobaczenia – przyznali Fernanda Benini i Gianluca Ricci.
I to był błąd. Bo Złotoryja okazała się miejscem oferującym znacznie więcej atrakcji niż pokazują przeglądarki internetowe. – Nie spodziewaliśmy się tak wielu interesujących rzeczy w waszym mieście. Spotkało nas tu naprawdę wiele przyjemnych niespodzianek – stwierdzili Włosi, a po ich minach było widać, że nie jest to tylko kurtuazja.
Pierwszą niespodzianką, chyba największą, było przywitanie Włochów w Rynku. Dziennikarze założyli, że zwiedzą miasto incognito, a tymczasem pracownicy złotoryjskiego ratusza i ZOK-u zorganizował na starówce małą fetę z poczęstunkiem i muzyką. To początkowo onieśmieliło Włochów, ale gdy panie i panowie z Klubu Seniora zaśpiewali i zagrali im słynne „Mamma ciao”, poczuli się jak w domu. Do tego zostali powitani w ojczystym języku – przez Tomasza Hamarę, właściciela restauracji Rynek 42, który przez kilka lat mieszkał we Włoszech. Seniorzy „kupili” także gości z południa kotylionami w formie włoskiej flagi, które mieli przypięte do ubrań. Efekt? Pani Fernanda w którymś momencie nie wytrzymała, wstała od stolika z rogalikami i spontanicznie ruszyła z jedną z seniorek w tany. Włochom do śniadania i kawy zaśpiewały również solistki z Autorskiego Studia Dźwięku Aleksandry Sobol.
Dziennikarze z Italii zrobili sobie krótki spacer po Rynku i przy fontannach wysłuchali historii najstarszego miasta w Polsce w pigułce. Weszli też na kwadrans do sztolni Aurelia, z której pojechali nad zalew, gdzie z kolei przygotowano dla nich pokaz płukania złota. Kręcili z niedowierzaniem głowami, gdy instruktor Paweł Kęska przekazał im, że najlepszym na świecie przepłukanie wiadra piachu zajmuje zaledwie nieco ponad pół minuty. – Nieprawdopodobne – stwierdzili po chwili milczenia. Byli bardzo podekscytowani tym, że sami też mogli spróbować swoich sił w płuczni. Znaleźli po kilkanaście drobinek drogocennego kruszcu, które zabrali na pamiątkę do domu, co bardzo ich zresztą ucieszyło.
Złotoryja zaprezentowała się ze swojej najlepszej strony, ale okazuje się, że to trudny teren dla miłośników turystyki kamperowej, choć wcale nie dziewiczy. – Coraz więcej się ich u nas pojawia – przyznaje Sylwia Dudek-Kokot z Centrum Informacji Turystycznej, która oprowadzała wczoraj Włochów po mieście. – Pytają, gdzie najlepiej zaparkować, więc kierujemy ich nad zalew lub parking przy Aurelii. Ale to raczej mało wygodny postój, poza standardami, bo nie mają tam dostępu ani do świeżej wody, ani do energii elektrycznej.
Dlatego włoskich dziennikarzy zainteresowały plany rozbudowy Złotej Areny o wioskę płukaczy złota i miejsce biwakowe, na którym w bardziej cywilizowany sposób będą mogły parkować kampery. Do rozbudowy infrastruktury namawiali zresztą przy śniadaniu burmistrza Pawła Kuliga. – Pasjonaci kamperów to ludzie, którym zazwyczaj nie brakuje pieniędzy. Potrzebują tylko dobrej bazy kampingowej. Jeśli wybudujecie ją u siebie, będą tutaj przyjeżdżali także z Włoch i wydawali pieniądze u was. Sami ich tu przywieziemy – zapewniali z uśmiechem.
Dla Włochów przygotowano jeszcze jedną niespodziankę: zjazd na tyrolce nad zalewem. Pana Gianluki nie trzeba było długo namawiać – z chłopięcą ekscytacją na twarzy przejechał się tam i z powrotem, na koniec unosząc ręce w geście tryumfu.
Fernanda Benini i Gianluca Ricci spędzili w Złotoryi 3 godziny – dwa razy więcej niż sobie założyli. – Jesteśmy bardzo, bardzo wdzięczni za tak ciepłe przyjęcie, nie liczyliśmy na to – powiedzieli przy pożegnaniu. Swoje wrażenia mają opisać na łamach magazynu PleinAir w artykule poświęconym Dolnemu Śląskowi.
Na koniec dodajmy, że sympatyczna dwójka dziennikarzy z Włoch prawdopodobnie jednak nie będzie czekała z powrotem do Złotoryi na wybudowanie parkingu dla kamperów. Tak ich zafascynowała opowieść o wygasłym wulkanie na Wilczej Górze, do którego wnętrza mogą zejść, że… chcą się jeszcze zatrzymać u nas w drodze powrotnej do Italii.